Geoblog.pl    aqulec    Podróże     Tajlandia - Indonezja - Singapur - Tajlandia (w przygotowaniu)    Spacerem po Jakarcie
Zwiń mapę
2010
29
kwi

Spacerem po Jakarcie

 
Indonezja
Indonezja, Jakarta
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10742 km
 
W ramach obawy, że możemy się nie dobudzić zamawiamy zegarynkę w postaci Pana dozorcy. Wychodząc z hotelu spotykamy dwie Francuzki, które nie wiedzą jak dotrzeć na dworzec. Zabierają się z nami, bo przecież my już dobrze poznaliśmy miasto skuterem, więc wiemy gdzie co się znajduje ;). Okazuje się, że mieszkały w tym samym guesthousie co my i lecą również do Indonezji – Jakarty! Tak więc mamy znowu towarzystwo!

Wyjeżdżamy pierwszym autobusem z dworca centrum Phuket (bilet 20 b), lotnisko malutkie i szybkie do ogarnięcia. Z lotu pamiętam tylko start, piękny widok pod nami, mnóstwo wysepek w różnych kształtach… kiedy się budzę widzę jeszcze więcej wysepek nieco innych, okazuje się, że to już realny sen na Jawie ;) – Ach, Indonezja! Mnie minęło jakby 5 minut, a nie 4h. Pierwsze wrażenia na lotnisku to koszt kawy z automatu, gdzie cena nas początkowo przeraża, zapadamy w chwilową konsternację, koszt to 5.000 rupii indonezyjskich. Chwile zajmuje nam przelicznik z batów tajlandzkich i już wszystko wiemy. Tu przeliczamy walutę do $, tak więc 10 tyś rupii to 1$. Nasza kawa kosztuje zatem tylko ok. 1,50 zł :), hmm na lotnisku taka cena? Zapowiada się nieźle!

Z lotniska razem z naszymi Francuzkami dostajemy się autobusem na dworzec kolejowy Gambir, kupujemy bilet na następny dzień do Yogyakarty (bilet dobrze kupić dzień wcześniej, bo często ich brakuje, zwłaszcza jeśli zakupić go chcemy w dniu wyjazdu), koszt w biznes klasie to 280 tyś. Rp. za os., sporo! Z dworca bierzemy taksówkę na słynną turystyczną ulice Jalan Jaksa (1$ za os.), to ok. 15 min. jazdy z dworca. Wchodzimy do paru guesthousów, standard pokoi nas trochę szokuje, bo niższy z dwa razy od Tajlandii, choć Ja mniej chyba wybredna od naszych Paryżanek, zdecydowana na cokolwiek idę dalej, bo w grupie jest taniej ;-) Trafiamy do prywatnego domku targując się do 70 tyś.za pokój, czyli ok. 24 zł, w końcu jesteśmy w 4 os., więc wtedy targowanie jest łatwiejsze. Ogarniamy się i ok. 11h lecimy z naszymi koleżankami w miasto..

Dżakarta to olbrzymi moloch muzułmański, mieszka tu ponad 10 mln. ludzi. Atrakcje jakie znaleźliśmy to Dzielnica Batawia, wyróżniają ją slumsy i port Sunda Kelapa. Od Jaksa idziemy ok.1km do lokalnego autobusu (bilet 3.500 rp.- to cena stała w każdym busie!), jedziemy ok 20 min. do Dzielnicy „Koty”, tam widzimy jak żyją niektórzy miejscowi, niestety nie wygląda to najlepiej. Pytamy jak dotrzeć do Portu, grupa przesympatycznych miejscowych mówi, że to w drugą stronę, ale pokażą nam skrót, więc prowadzą nas gdzieś, przez ichniejsze bazary, uliczki, tory. W pewnym momencie zostaje tylko kobieta z dzieckiem na ramieniu, która wyprowadza nas ze slumsów, przechodzimy tak z nią ok. 3 km. między domami miejscowych gdzie widać ich brud, biedę w jakiej żyją. Najważniejsze czego pominąć się nie da, że jedno łączy tych ludzi, nieprzerwany uśmiech i szczęście na ich twarzach, czym dzielą się z nami.. Kiedy dochodzimy do portu, żegnamy się z naszą przewodniczką, dając jej 2$, daruje nam swoją ogromną wdzięczność. Wejście do portu (2,5tyś za os.), tam ok. 17h dopiero orientujemy się, że dzisiaj właściwie to nie jedliśmy śniadania. Widzimy w oddali wypasiony hotel i w tym momencie wyłącza nam się podróżowanie backpackerskie i mamy niesamowitą ochotę zakończyć ten wieczór w ekskluzywnym hotelu, oczywiście tylko na kolacji ;-). Tu rozstajemy się z naszymi koleżankami z Francji, bo one nie chcą jeść w restauracji, ale umawiamy się na wieczór w hotelu. Kolacja wypas, obsługa idealna, kosztuje nas to jednak 13 tyś rp. Wracamy minibusem ok. 5 km za 1$ 2 os. Driver wysadza nas w połowie drogi bo jedzie w innym kierunku niż my, wiec dalej korzystamy z miejscowego autobusu, którym również nie da się dojechać do Jalan Jaksa, więc bierzemy taxi, dziewczyna poznana w busie mówi, że najlepiej w Indonezji poruszać się niebieskimi taksówkami „blue bird”
http://www.bluebirdgroup.com/ , ponieważ płaci się według licznika i nikt nas nie oszuka. Dojeżdżamy do celu za kolejnego 1 $!

Wieczorkiem przechadzamy się ulicą Jalan Jaksa, idziemy do knajpki na piwko kosztuje nas 25 tyś rp., tyle co właściwie w sklepie, wiec lepiej zasiąść wygodnie w pubach. Większość alkoholu jest sprowadzona, stąd pewnie te wysokie ceny. Jemy także pyszne sate (10 szt.) czyli grilowane szaszłyczki z mięsa drobiowego z dodatkiem sosu orzechowego za jedyne 5tyś rp.! Wracając do hotelu siadamy z właścicielem na pogawędkę, częstuje nas mrożoną herbatą i zaprasza do swojego sąsiada, proponuje nam aby z tym sąsiadem pojechać jutro na naszą planowaną wycieczkę do „TMII”, za 150 tyś rp. w jedną stronę, ale to zdecydowanie za dużo, także rezygnujemy. Otwartość i pozytywne nastawienie ludzi tutaj jest niesamowite…!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
aqulec
Agnieszka Pilarz
zwiedził 8.5% świata (17 państw)
Zasoby: 56 wpisów56 18 komentarzy18 116 zdjęć116 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
01.01.1970 - 01.01.1970