Geoblog.pl    aqulec    Podróże     Tajlandia - Indonezja - Singapur - Tajlandia (w przygotowaniu)    Borobudur - Świątynia Buddyjska
Zwiń mapę
2010
01
maj

Borobudur - Świątynia Buddyjska

 
Indonezja
Indonezja, Yogyakarta
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11174 km
 
Docieramy o 4h rano do Yogyakarty, przez miejscowych zwaną Yogya. Dworzec malutki, od razu działają naganiacze, idziemy z jednym z nich, wiemy, że chcemy zatrzymać się przy Malioboro, głównej turystycznej arterii. Okazuje się, że nawet z naganiaczem nie jest łatwo znaleźć nocleg, ponieważ trafiamy na weekend i większość Jawajczyków tłumnie przyjeżdża odpocząć i zwiedzać pobliskie świątynie. Wiedziałam o tym, że należy wtedy omijać Jogye, ale tak wyszło z naszym programem podróży… Po kolejnych wizytach w gesthousach trafiamy do milutkich staruszków za pokój z wiatrakiem i ze śniadaniem płacimy 100tyś rp. Ogarniamy się i podążamy za celem ..

Idziemy zobaczyć na ceny wycieczek do biur podróży, których tu bardzo dużo, stwierdzamy, że ceny są przystępne jak na nasz budżet, ale jak na ceny lokalne niekoniecznie. Poza tym żądni przygód zapadamy się w samodzielne zwiedzanie. Okolice Yogya poznajemy w większości przy użyciu komunikacji publicznej. Z ulicy Malioboro autobusem numer 2 i 4 (przejazd za 8tyśrp) dostajemy się na dworzec autobusowy Umbulharjo, skąd odjeżdżają autobusy do Borobudur. Cena za przejazd tymi autobusami to (3500rp), ale bileterzy co to ganiają po całym autokarze i najczęściej stoją przy otwartych drzwiach w trakcie jazdy żeby korzystać z klimatyzacji, będą wołać napewno więcej. Na dworcu autobusowym w Borobudur dopadają nas właściciele becak-ów z propozycją podwiezienia do świątyni za 2000rp, my idziemy piechotką. Wstęp do świątyni w Borobudur jest bardzo drogi, jak na lokalne ceny i wynosi aż 8$. Wiedzieliśmy, ze studenci płacą połowę, więc wpadliśmy na pomysł, aby okazać legitymację studencką w postaci „Warszawskiej karty miejskiej”, mieliśmy karty już ze zdjęciem, także okazały się na tyle wiarygodne, że tym sposobem skorzystaliśmy ze zniżki. Przy kasach można napić się darmowej wody i kawki, turystom którzy mają odkryte kolana zakrywają je płóciennymi chustami ze względów religijnych. Borobodur jest największą świątynią buddyjską na Jawie, warto tu przyjechać o wschodzie ze względu na piękne widoki, my niestety dojeżdżamy do niej około 12h i trafiamy na mglistą pogodę. Skupienie nad jej zachwytem uniemożliwiają nam rzesze wycieczek przybywających do świątyni, wyłącznie miejscowych. Najczęściej podchodzą dzieciaki, pytają czy mogą zrobić zdjęcie, uśmiechają się, chodzą za nami...Znowu! Trafiliśmy na grupę, gdzie dzieci czytały nam z kartki pytania, zwyczajnie proste jak się mamy, nazywamy, skąd jesteśmy to dla nich taka forma nauki angielskiego. Zasada jest taka jeśli jednemu pozwolisz zrobić zdjęcie, zaatakują grupami, więc warto się zastanowić czy chce się w świątyni spędzać czas planowo czy z poślizgiem paro godzinnym. Szybkim tempem opuszczamy świątynie, aby nie przyszło do głowy komuś nas zatrzymać, niestety nie udaje się, ulgę czuje potworną kiedy już siedzę w busie powrotnym. Wesoło nam, że spotkaliśmy się z taką obcą kulturą tylko trochę jej za dużo, więc jutro musimy znaleźć sposób na nasze "sroki"…:)

W drodze powrotnej autobusem, poza tym, że jesteśmy ciągle obserwowani przez miejscowych spotykamy małżeństwo Indonezyjczyków. Ludzie po 40-tce, jakże sympatyczni, zapraszają nas do siebie do domu. Ja muszę to przemyśleć chwile i wspólnie się naradzić, więc wymyślam, że jestem głodna, a może byłam, ale kolejny mój wymysł bezsensowny to KFC, kompletna profanacja kuchni azjatyckiej, nasi nowi znajomi chętnie zjedzą z nami, więc idziemy razem. Chcą zapłacić za rachunek, Ja mówię, że mam pieniądze, zostawiając sobie tym samym prawo decyzji ewentualnej odmowy, ich dalszej gościnności. KFC, takie samo jak u nas z jedną różnicą mają ryż, więc muszę go spróbować i zamawiam w zestawie z małym kurczakiem. Oczywiście lepszy niż w Polsce, porównywalny jak ryż do Sushi. Spotykamy też nad naszymi głowami szczura, pierwszego w Indonezji, dobrze, że ten kurczak nasz wyglądał jak kurczak!
Okazuje się, że nasz znajomy to nauczyciel matematyki, przypominam sobie, że miejscowi w Yogye są bardzo gościnni i zapraszają turystów do swoich domów, ale zawsze kończy się to jakąś propozycją handlu z ich strony, ciekawe co miałby matematyk do sprzedania, jednak nie aż tak żeby do nich wpaść. Przechadzamy się jeszcze wspólnie bazarkiem z naszymi znajomymi :), mówią, że jak chcemy zrobić zakupy to oni nam pomogą, gdyż miejscowi zapłacą mniej niż my turyści. Dużo już tych emocji na dzisiaj, więc żegnamy się, wymieniając telefonami..

Udając się w kierunku naszego guesthousa, wchodząc do jakiegoś marketu, bo mam cel sprawdzić ceny biżuterii, spotykamy miejscowego, równie sympatycznego jak wszyscy tutaj, jak nie są upierdliwi ;-). Opowiada nam o swojej wystawie, która jest czynna tylko do jutra i dalej wyjeżdża z nią do Jakarty, a On wykładowca na uczelni zajmuje się jej artyzmem.. Zaprasza nas do siebie, zaciekawieni idziemy pomimo zmęczenia, uff ile tu atrakcji... Okazuje się, że to nic innego jak „Batik”, czyli ręczna technika barwienia tkanin polegająca na kolejnym malowaniu na tkaninie woskiem i zamaczaniu w barwniku, który barwi jedynie miejsca niezabezpieczone woskiem. Proces ten powtarza się wielokrotnie. Najczęściej używa się go do barwienia tkanin bawełnianych i jedwabnych, najczęściej na naszych plażowych pareach. Ciekawym było zapoznanie się z techniką i zobaczyć podświetlone obrazy światłami o różnych kolorach. Oczywiście przy gościnnej herbatce, jesteśmy namawiani do zakupu, z ceny 200euro schodzi do 20euro, no ale teraz jesteśmy turystami z innym celem dlatego nic nie kupujemy! Wracam do mojego centrum handlowego, wybieram pierścionek, od wyjścia z wystawy mija jakieś 20 minut, kiedy spotykamy znowu naszego artystę, co to przekonuje nas do zakupu i zgadza się na każdą zaproponowaną przez nas cenę, abyśmy tylko go kupili. Mieliśmy wrażenie, że chyba celowo szedł za nami..Oczywiście nadal nie zmieniamy zdania.;-)
Jogya to bardzo klimatyczne miejsce, poza bazarami, jest tutaj bardzo oryginalny batik, charakterystyczne wzory ubrań dla wyspy Jawa, ludzie jak sama się przekonałam, bardzo wrażliwi, życzliwi, mili o duszach artystycznych. Dodatkowo wspaniałym jest poznawać te pokręcone uliczki wzdłuż kolorowej ulicy Malioboro.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
aqulec
Agnieszka Pilarz
zwiedził 8.5% świata (17 państw)
Zasoby: 56 wpisów56 18 komentarzy18 116 zdjęć116 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
01.01.1970 - 01.01.1970